Dopiero teraz zaczynam się rozglądać. Wpatrzone jest w nas jakieś kilkadziesiąt oczu - zbaraniali pracownicy stacji benzynowej, dla których największą atrakcją byli do tej pory podkradający czerstwe kanapki narkomani; rodziny w dużych, bezpiecznych kombi, które zatrzymały się na uzupełnienie braków paliwa oraz poziomu cukru i kofeiny w organizmie; pozbawieni snu od trzech dób tirowcy którzy mają takie samo poczucie halucynacji, jak ja. (...) Hotelowa restauracja. Taka jak wtedy. Brakuje tylko moczących wędlinę w herbacie, obwieszonych złotem emerytek. Chociaż nie. Tu jest bardziej przydrożnie. Frytki z golonką, cola, zapach płynu do mycia naczyń, kupione na bazarze landszafty ze sprejowanej skóry, wahadłowe zegary, które jeszcze tydzień temu leżały na jednym leżaku z ładowarkami do komórek i święcącymi w ciemności Chrystusami.
Jakub Żulczyk, "Zrób mi jakąś krzywdę"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz